Skip to main content
Świadectwa

Ania

By 31 sierpnia, 2015No Comments

Jak odkryłam macierzyńskie oblicze Boga

 

„Jak kogo pociesza własna matka, tak Ja was pocieszać będę” (Iz 66; 13)

„Macierzyńskie oblicze Boga” – czy sformułowanie to nie brzmi nawet dziś w niektórych kręgach kościelnych kontrowersyjnie? Odradzające się neopogaństwo, ezoteryczne kulty „bogini matki” sprawiają, że niektórzy chrześcijanie mogą dystansować się od takich określeń. Jednak z drugiej strony, czy zamykając się na to określenie nie ryzykujemy, że utracimy coś bardzo cennego, co pomogłoby nam zobaczyć w nowym świetle naszą relację do Boga?  Papież Jan Paweł I podczas jednego ze swoich publicznych spotkań z wiernymi nie wahał się stwierdzić, że „Bóg jest naszym Ojcem. Jeszcze więcej – jest dla nas także Matką”. Chciałabym zatem podzielić się co dla mnie oznacza to, że Bóg jest dla mnie także „Matką”.

Jestem osobą silnie emocjonalną i przeżywam swoją wiarę w sposób bardzo uczuciowy. Po moim nawróceniu, kiedy odkryłam miłość Pana zapragnęłam wyrażać Mu swoje uczucia do Niego w sposób spontaniczny i pełen czułości – właśnie tak jak wyraża je małe dziecko swojej ukochanej matce. Niestety, w tym czasie brakowało mi w Kościele przykładu podobnych postaw, nazwijmy to „podobnej duchowości”. Patrząc na postawę otaczających mnie ludzi wierzących miałam wrażenie, że owszem, Bóg jest godny najwyższego szacunku, ale nie najwyższej czułości. Dlatego właśnie zainteresował mnie temat „Bóg jako nasza Matka” i zaczęłam go zgłębiać.

Odkrywanie macierzyńskiego Oblicza Boga było (i jest) dla mnie fascynującą przygodą.  Najpierw odnalazłam je na kartach Pisma Świętego, jak choćby w cytacie rozpoczynającym to świadectwo. Odnalazłam je w wypowiedziach wielu mistyków i świętych – zarówno kobiet jak i mężczyzn. O tym, że Bóg jest dla nas Matką pisali wprost np. św. Augustyn, św. Mechtylda, św. Anzelm z Carterbury. Nie ograniczali się tylko do prostego stwierdzenia, ale rozwijali w niezwykle poruszający sposób pisząc o tym jak Pan nas ogrzewa, nosi w swoim łonie, ogarnia ramionami, podnosi z ziemi i sadza na kolanach, chroni pod swymi skrzydłami jak kokosz swoje pisklęta… Nie sposób w jednym świadectwie przedstawić wszystkie te wspaniałe porównania. Na szczególną uwagę zasługuje angielska mistyczka św. Juliana z Norwich, która wielokrotnie pisze o Jezusie jako naszej Matce, która nas karmi swoim Ciałem, obdarza życiem i miłością, która jest pełna czułości, chociaż i wymagająca. Można o tym przeczytać w książce „Objawienia Bożej Miłości”. Cieszę się również bardzo, że z wypowiedzi tych świętych i mistyków czerpie również współczesny Kościół, np. stwierdzając w Katechizmie, że „Ojcow­ska tkliwość Boga może być wyrażona w obrazie macierzyństwa”.

Do czego może nas zachęcić taki obraz Boga? Do czego zachęca mnie osobiście? Pierwsza rzecz, to to, o czym już wspomniałam – do szczerości przed Panem, do wylewania przed Nim swojego serca, do spontanicznego wyrażania Mu miłości, do uciekania się do Niego ze wszystkimi problemami. Nawrócony na chrześcijaństwo JohnChing-hsiung Wu wkłada w usta Boga taką skargę na swoje dzieci, które Mu tych rzeczy odmawiają: „Co się dzieje z moim małym? Kiedy mnie ujrzy wstydzi i zachowuje się tak sztywno? Co go tak we mnie onieśmiela?” Nie chcę, żeby ta skarga odnosiła sie do mnie. Nie chcę zachowywać się sztywno wobec Niego. Chcę być  „Jego małą”, która nie wstydzi się wyrażać Mu spontanicznie swojej miłości.

Jednak nie można zatrzymywać się tylko na uczuciach. Porównania Boga do „naszej Matki” uczą czegoś więcej, czegoś o wiele trudniejszego, czym jest zaufanie. Niestety, osobiście mam wiele do nadrobienia w tej kwestii. Potrafię wyrażać Bogu swoje uczucia, kiedy jest mi dobrze, ale nie potrafię Mu naprawdę ufać, kiedy pojawiają się problemy. Jak łatwo zapominam o tym, że On jako  najlepsza  Matka zawsze chce dobra swojego dziecka, i nie opuści go w trudnościach. Dostrzegam w sobie również taką postawę, że kiedy zgrzeszę uciekam przed Bogiem i myślę sobie, że zwrócę się do Niego jak już uda mi się zmienić swoje życie i postępować lepiej. Ta postawa jest chyba zrozumiała, gdyż podobnie pisała o niej św. Juliana z Norwich: „Jednak często, kiedy upadamy i kiedy ukazuje się nam nasz nikczemny grzech, jesteśmy tak przerażeni i tak pełni wstydu, że nie wiemy, gdzie się podziać”. Jednak, posłuchajmy dalszego ciągu jej wypowiedzi: „nasza dobra Matka [Jezus] nie chce, byśmy od Niej uciekali. Tego w żadnym wypadku nie chce. Zamiast tego chce, byśmy zachowywali się jak dziecko, gdyż kiedy dziecko skaleczy się lub  jest przestraszone, biegnie do matki po pomoc  tak szybko ja potrafi i On chce, byśmy czynili tak samo jak dziecko, mówiąc: Moja dobra Matko, moja łaskawa Matko, moja najdroższa Matko miej litość nade mną. Zbrukałem się i stałem się niepodobny do Ciebie i nie mogę temu zaradzić bez Twej szczególnej pomocy i łaski”. Takiej postawy właśnie pragnę się uczyć. Chwała Panu.

„Jak kogo pociesza własna matka, tak Ja was pocieszać będę” (Iz 66; 13)

„Macierzyńskie oblicze Boga” – czy sformułowanie to nie brzmi nawet dziś w niektórych kręgach kościelnych kontrowersyjnie? Odradzające się neopogaństwo, ezoteryczne kulty „bogini matki” sprawiają, że niektórzy chrześcijanie mogą dystansować się od takich określeń. Jednak z drugiej strony, czy zamykając się na to określenie nie ryzykujemy, że utracimy coś bardzo cennego, co pomogłoby nam zobaczyć w nowym świetle naszą relację do Boga?  Papież Jan Paweł I podczas jednego ze swoich publicznych spotkań z wiernymi nie wahał się stwierdzić, że „Bóg jest naszym Ojcem. Jeszcze więcej – jest dla nas także Matką”. Chciałabym zatem podzielić się co dla mnie oznacza to, że Bóg jest dla mnie także „Matką”.

Jestem osobą silnie emocjonalną i przeżywam swoją wiarę w sposób bardzo uczuciowy. Po moim nawróceniu, kiedy odkryłam miłość Pana zapragnęłam wyrażać Mu swoje uczucia do Niego w sposób spontaniczny i pełen czułości – właśnie tak jak wyraża je małe dziecko swojej ukochanej matce. Niestety, w tym czasie brakowało mi w Kościele przykładu podobnych postaw, nazwijmy to „podobnej duchowości”. Patrząc na postawę otaczających mnie ludzi wierzących miałam wrażenie, że owszem, Bóg jest godny najwyższego szacunku, ale nie najwyższej czułości. Dlatego właśnie zainteresował mnie temat „Bóg jako nasza Matka” i zaczęłam go zgłębiać.

Odkrywanie macierzyńskiego Oblicza Boga było (i jest) dla mnie fascynującą przygodą.  Najpierw odnalazłam je na kartach Pisma Świętego, jak choćby w cytacie rozpoczynającym to świadectwo. Odnalazłam je w wypowiedziach wielu mistyków i świętych – zarówno kobiet jak i mężczyzn. O tym, że Bóg jest dla nas Matką pisali wprost np. św. Augustyn, św. Mechtylda, św. Anzelm z Carterbury. Nie ograniczali się tylko do prostego stwierdzenia, ale rozwijali w niezwykle poruszający sposób pisząc o tym jak Pan nas ogrzewa, nosi w swoim łonie, ogarnia ramionami, podnosi z ziemi i sadza na kolanach, chroni pod swymi skrzydłami jak kokosz swoje pisklęta… Nie sposób w jednym świadectwie przedstawić wszystkie te wspaniałe porównania. Na szczególną uwagę zasługuje angielska mistyczka św. Juliana z Norwich, która wielokrotnie pisze o Jezusie jako naszej Matce, która nas karmi swoim Ciałem, obdarza życiem i miłością, która jest pełna czułości, chociaż i wymagająca. Można o tym przeczytać w książce „Objawienia Bożej Miłości”. Cieszę się również bardzo, że z wypowiedzi tych świętych i mistyków czerpie również współczesny Kościół, np. stwierdzając w Katechizmie, że „Ojcow­ska tkliwość Boga może być wyrażona w obrazie macierzyństwa”.

Do czego może nas zachęcić taki obraz Boga? Do czego zachęca mnie osobiście? Pierwsza rzecz, to to, o czym już wspomniałam – do szczerości przed Panem, do wylewania przed Nim swojego serca, do spontanicznego wyrażania Mu miłości, do uciekania się do Niego ze wszystkimi problemami. Nawrócony na chrześcijaństwo JohnChing-hsiung Wu wkłada w usta Boga taką skargę na swoje dzieci, które Mu tych rzeczy odmawiają: „Co się dzieje z moim małym? Kiedy mnie ujrzy wstydzi i zachowuje się tak sztywno? Co go tak we mnie onieśmiela?” Nie chcę, żeby ta skarga odnosiła sie do mnie. Nie chcę zachowywać się sztywno wobec Niego. Chcę być  „Jego małą”, która nie wstydzi się wyrażać Mu spontanicznie swojej miłości.

Jednak nie można zatrzymywać się tylko na uczuciach. Porównania Boga do „naszej Matki” uczą czegoś więcej, czegoś o wiele trudniejszego, czym jest zaufanie. Niestety, osobiście mam wiele do nadrobienia w tej kwestii. Potrafię wyrażać Bogu swoje uczucia, kiedy jest mi dobrze, ale nie potrafię Mu naprawdę ufać, kiedy pojawiają się problemy. Jak łatwo zapominam o tym, że On jako  najlepsza  Matka zawsze chce dobra swojego dziecka, i nie opuści go w trudnościach. Dostrzegam w sobie również taką postawę, że kiedy zgrzeszę uciekam przed Bogiem i myślę sobie, że zwrócę się do Niego jak już uda mi się zmienić swoje życie i postępować lepiej. Ta postawa jest chyba zrozumiała, gdyż podobnie pisała o niej św. Juliana z Norwich: „Jednak często, kiedy upadamy i kiedy ukazuje się nam nasz nikczemny grzech, jesteśmy tak przerażeni i tak pełni wstydu, że nie wiemy, gdzie się podziać”. Jednak, posłuchajmy dalszego ciągu jej wypowiedzi: „nasza dobra Matka [Jezus] nie chce, byśmy od Niej uciekali. Tego w żadnym wypadku nie chce. Zamiast tego chce, byśmy zachowywali się jak dziecko, gdyż kiedy dziecko skaleczy się lub  jest przestraszone, biegnie do matki po pomoc  tak szybko ja potrafi i On chce, byśmy czynili tak samo jak dziecko, mówiąc: Moja dobra Matko, moja łaskawa Matko, moja najdroższa Matko miej litość nade mną. Zbrukałem się i stałem się niepodobny do Ciebie i nie mogę temu zaradzić bez Twej szczególnej pomocy i łaski”. Takiej postawy właśnie pragnę się uczyć. Chwała Panu.