„Ogarniałem ich ramionami i płakałem ze szczęścia”
Wspólnota Emmanuel
Jedynie miłość pozwala im trwać w sercu rozdartego wojną miasta
André J. Codouni
Mąż i żona- oboje będący liderami wspólnoty Emmanuel na kilka tygodni opuścili Aleppo by być ze swoją córką, która właśnie urodziła dziecko w bezpiecznym miejscu, z dala od miasta. Niebawem poczuli się jednak przynagleni, aby tam powrócić. Przynaglała ich miłość dla sprawy Pana oraz dla pozostałych w Aleppo sióstr i braci. Tak oto mężczyzna opisuje olbrzymią radość towarzyszącą mu podczas spotkania z nimi po powrocie: „Kiedy ogarniałem ramionami moich braci i siostry, płakałam ze szczęścia…”
Do Wspólnoty Emmanuel liczącej obecnie 85 członków należą rodziny i osoby samotne, młodsi i starsi. Składają świadectwo o Chrystusie w samym środku walki na śmierć i życie, blisko centrum Aleppo; Ludzie nieustannie pytają ich jak mogą chcieć żyć w takich warunkach. Członkowie wspólnoty nie zastanawiają się długo nad odpowiedzią, wyrażając ją na wiele sposobów: „Prowadzimy walkę natury duchowej. To co robimy ma nieocenione znaczenie, kiedy ważą się losy miasta.” Ktoś inny dodaje: „Dla nas stawką jest przyszłość i przetrwanie chrześcijan w Aleppo, Syrii oraz być może na całym Bliskim Wschodzie”.
To głębokie przekonanie idzie w parze z entuzjastycznym i gorliwym wychodzeniem na zewnątrz do innych. Członkowie „Emmanuela” podkreślają: „Właśnie teraz widzimy więcej owoców naszej ewangelizacji niż w czasach pokoju. Ludzie odpowiadają na nasze świadectwo i oddają swoje życie Chrystusowi, czasami natychmiast.” Kilka miesięcy temu członkowie wspólnoty ukończyli prowadzenie „Seminarium Ducha” modląc się razem z około 30 nowymi osobami, które wyraziły chęć przyłączenia się do wspólnoty.
Rozdarte wojną Aleppo jest największym miastem w Syrii.
Sytuacja w centrum miasta otoczonego przez oddziały Państwa Islamskiego oraz inne grupy domagające się śmierci wszystkich „niewiernych” staje się coraz trudniejsza. Pozostający tam ludzie znajdują się w stanie realnego zagrożenia. Niepewność towarzysząca im z dnia na dzień jest naturalnie nie do zniesienia. Brakuje żywności i opału. Zdarza się, że trzeba przeżyć bez dostaw świeżej wody aż dwa tygodnie. Mieszkańcy muszą być w ciągłej gotowości. Bezustannie dobiegające skądś odgłosy eksplozji przypominają im że życie nie toczy się normalnym trybem. Zagrożenie ze strony snajperów sprawia, że wciąż budzą się w środku nocy; rodzice martwią się o bezpieczeństwo swoich dzieci. Niezwykle trudno o pracę, ceny wzrosły ponad trzykrotnie a artykuły pierwszej potrzeby stały się towarem deficytowym.
Wojna pochłonęła wiele ofiar; Ci, którzy ocaleli przeżywają głęboką traumę.
Mówienie o kluczowym znaczeniu Aleppo nie jest przesadą. To największe miasto w Syrii, leży na styku wielu ważnych arterii komunikacyjnych i obszarów strategicznych. Tamtejsza sytuacja stała się ekstremalnie zniechęcająca.
Pomimo tego członkowie wspólnoty Emmanuel zdecydowali się pozostać. Pan powołał lud dla siebie pośrodku coraz bardziej przypominającego ruinę miasta. Jego ludzie zjednoczyli się nierozerwalnie wokół wspólnej misji. Przychodzą, aby wspólnie się modlić i szukać Jego codziennego prowadzenia. Ich wierność inspiruje wielu, a ich radość stała się zaraźliwa. Siebie samych uważają za „uczniów na misji” i są zdecydowani pozostać razem aby wspierać się wzajemnie, odważnie zachęcając innych do przyłączenia się do nich.
Konflikt doprowadził do zniszczenia wielu kościołów i klasztorów w Aleppo
Jeszcze około 4 lata temu Aleppo słynące ze swojej bogatej w przyprawy i aromatycznej kuchni jak również z silnych więzi rodzinnych i społecznych cieszyło się pokojem i względnym dobrobytem. Społeczności muzułmańska i chrześcijańska żyły obok siebie bez większych konfliktów. Miasto było azylem dla wielu chrześcijan z Azji Mniejszej, którzy nierzadko znajdowali tam schronienie przed prześladowaniami. Wszystko zmieniło się niemalże w jednej chwili. Uzbrojone grupy ekstremistów zaklasyfikowały chrześcijan jako „niewiernych” . Wspólnoty kościelne zostały poddane restrykcjom lub wręcz prześladowaniom.
Widząc odwagę tych, którzy pozostali tutaj, w samym sercu konfliktu, nie sposób nie zadać im pytania: „co motywuje was do trwania tutaj?” Proste i szczere, wielokrotnie powtarzane odpowiedzi pokazują jak wielka jest jedność tych ludzi w realizacji wspólnej wizji. Wspomniane na początku artykułu małżeństwo mówi: „Wróciliśmy z powrotem na misje”. Ktoś inny dodaje: „Tutaj widzę sens mojego życia”. „Chcę doświadczyć radości i pokoju, nawet w samym środku wojny” -stwierdza młoda kobieta. „Chcę nadal dzielić się z innymi codzienną siłą, pocieszeniem i wsparciem” -dopowiada młody mężczyzna.
We wszystkich wypowiedziach przewija się motyw wzajemnej troski, która pomaga funkcjonować członkom wspólnoty; wiele osób podkreśla „jak wielkim błogosławieństwem jest dla nich Boże kierownictwo”. „Pragniemy iść za Panem i prowadzić do Niego innych”- mówi jedna z liderek, która jako swoje codzienne motto obrała wezwanie Jezusa z Mt 4,19: „Pójdźcie za Mną, a uczynię was rybakami ludzi”.
Jean Barbara naucza działającą na uniwersytecie grupę chrześcijan z Aleppo
Nasi bracia i siostry przekuwają słowa na czyny, wytrwale i ofiarnie wypełniając nakaz bycia solą ziemi, światłem dla świata i zaczynem Królestwa. Poniższe opowiedziane przez nich historie pokazują ich heroiczne zaangażowanie:
- Młode małżeństwo zostało poproszone przez pracodawcę męża o przeniesienie się na kilka tygodni do bezpieczniejszego miejsca na terenie Syrii. W nowym miejscu zaproponowano mężczyźnie pozostanie na dłużej, obiecując podwyżkę i gwarancję stałej pracy. Ponadto zaoferowano mu roczne stypendium i wypłatę dla żony. On jednak odmówił, ryzykując nawet utratę zajęcia. Dlaczego? Jak sam odpowiada: “Nie znieślibyśmy niemożności powrotu do Aleppo. Niczego nie obawialiśmy się tak bardzo jak tego, że zaprzepaścimy Boże powołanie aby pomagać innym.” Wiara, oddanie i hojność małżeństwa tak bardzo zdeterminowanego aby sprzedać wszystko w celu nabycia „perły o wielkiej wartości”, wciąż inspiruje wiele osób.
- Duch ochoczego poświęcenia przenika całą grupę; Kiedyś zaproszono ich do uczestnictwa w rekolekcjach prowadzonych przez libańską wspólnotę Lud Boży w syryjskim mieście Tartus leżącym u wybrzeży Morza Śródziemnego tuż przy granicy z Libanem. Członkowie „Emmanuela” musieli podróżować przez ok. 15 godzin narażając się na niebezpieczeństwo i przechodząc jakieś 12 razy przez punkty kontrolne. Jednak po całej tej wyczerpującej przeprawie, dotarli do celu w radosnym nastroju i niezrażeni przeciwnościami. Spotkani na miejscu bracia i siostry z Libanu byli pełni podziwu wobec ich radości oraz entuzjazmu.
- Członkowie wspólnoty wytrwale modlą się o jej potrzeby, ale wspiera ich także cały Miecz Ducha. Pewna starsza liderka z entuzjazmem opowiada o tym jak grupa modliła się o przywrócenie dostępu do ważnej drogi w mieście. „Tak jak w Joz 6,20”- mówi- „w ostatnim, siódmym dniu, kiedy uniżaliśmy się przed Bogiem, dostęp do drogi został przywrócony i znów można było nią transportować artykuły pierwszej potrzeby. Rozpadły się mury Jerycha”. Dokładnie taka sama sekwencja wydarzeń miała miejsce kilka miesięcy później.
- Pewien młody mężczyzna relacjonuje jak po modlitwie oraz zasięgnięciu rady od innych zdecydował się nie wyjeżdżać za granicę: „Poczułem, że Pan chce, abym odłożył na później wyjazd oraz zamieszkanie w bezpieczniejszym miejscu- w Stanach Zjednoczonych- aby kolejny rok spędzić włączając się w służbę oraz działania ewangelizacyjne wspólnoty Emmanuel.” Ten młody człowiek obecnie gorliwie służy wspólnocie oraz swojemu kościołowi
Wspólnota Emmanuel jest nieugięta w swojej wierności Panu. Proszę, módlmy się o jej członków, liderów oraz tych, którzy w niej służą.